W najnowszym sondażu najgorliwiej chyba nienawidzącego PiS medium, jakim jest TVN, PiS został „wyceniony” na 42 proc., a zsumowane poparcie PO i Nowoczesnej wyniosło dokładnie połowę tego, 21 proc.
Katarzyna Lubnauer podpisała Grzegorzowi Schetynie umowę koalicyjną. Spełniło się więc marzenie „Gazety Wyborczej” o „zjednoczeniu opozycji demokratycznej” – i dobrze jej tak.
Rekonstrukcja rządu, zwłaszcza dymisja Antoniego Macierewicza, o czym pisałem tydzień temu, już sama w sobie była ciosem dla opozycji. PiS zabrał jej ulubiony cel ataków, unieważnił dotychczasowe narracje i mocno zmodyfikował swój wizerunek w kierunku partii zdrowego rozsądku i „ciepłej wody w kranie”, takiej, jaką była w czasach swej potęgi PO.
Aż trudno uwierzyć, ale serial „rekonstrukcja rządu” nieoczekiwanie został zakończony. I to w sposób naprawdę zaskakujący – z nowego rządu usunięty został Antoni Macierewicz, polityk z jednej strony uwielbiany w „żelaznym elektoracie” PiS, z drugiej sprawiający Jarosławowi Kaczyńskiemu nieustanny kłopot.
Wydaje się Państwu, że o aborcji napisano i powiedziano już wszystko. Otóż moim zdaniem nie – a jeśli nawet, to najważniejsze się nie przebiło i trzeba powtórzyć.
Dla ludzi normalnych rozrywka jest tylko rozrywką. Ci w stanie ciągłego „wzmożenia” nawet zwykłe umpa umpa muszą przyszeregować do którejś ze stron podziału na politycznych Hutu i Tutsi.
Sam już nie policzę, ile razy wytykałem wrogom PiS, że uchylają się od wykonania najbardziej elementarnej w ich sytuacji pracy - przeanalizowania przyczyn swojej klęski i odrzucenia.
Demokracja w Polsce jest zagrożona! - powtarza od lat opozycja, która sama siebie nazwała "totalną" (skądinąd, wedle wszystkich reguł marketingu politycznego - samobójczo). Nie tylko usiłuje przekonać co do tego Polaków, ale też jeździ ze swym odkryciem nim za granicę i namawia, kogo tylko może, by możliwie głośno Polskę za łamanie demokracji potępił.
Uczciwszy proporcje, zarządzenie przez Komisję Europejską „procedury kontroli praworządności” przeciwko Polsce na podstawie artykułu 7. umowy stowarzyszeniowej przypomina przedwojenne „nie” w sprawie Gdańska. Oczywiście, silnie akcentuję tu owo staropolskie „uczciwszy proporcje”.