• Paweł Lisicki - Nowa wspaniała przyszłość - spotkanie prowadzi Ziemkiewicz

    W Warszawskiej Galerii Delfiny odbyło się spotkanie autorskie Pawła Lisickiego autora książki Nowa wspaniała przyszłość" które poprowadził Rafał Ziemkiewicz.  Czytaj więcej...
  • Murem za Klepacką, czyli przeciwko Nowemu Zamordyzmowi

    Wściekły atak organizacji LGBT i grzejących się przy nich celebrytów na polską mistrzynię olimpijska, Zofię Klepacką, powinien być dla wszystkich normalnych Polaków sygnałem alarmowym. Czytaj więcej...
  • Nauczyciele ze sztachetą

    Żenada w polskich szkołach jest skutkiem nałożenia się różnych działań i różnych emocji, ale bezpośrednimi sprawcami kłopotów tegorocznych maturzystów i gimnazjalistów są policjanci. Ponieważ w dzisiejszym jazgocie życia publicznego nikt już nie pamięta niczego, co było dawniej niż przedwczoraj, na wszelki wypadek przypomnę: policjanci tuż przed obchodami stulecia odzyskania niepodległości, dzięki wybraniu właściwego momentu zdołali skutecznie chwycić rząd za gardło, przydusić i wydusić podwyżki. Czytaj więcej...
  • Europa nas ocali

    Po tym, jak Władysław Kosiniak-Kamysz wprowadził PSL w koalicję z "tęczowymi" z LGBTQ i z "zielonymi", domagającymi się "otwarcia klatek", zakazu hodowli zwierząt futerkowych, drobiu, a nawet zakazu dojenia krów - wydawało mi się, że już nic głupszego polityczny lider polskiej wsi zrobić nie może. Czytaj więcej...
  • Facebook, Google, Youtube, Twitter: prywatny totalitaryzm

    Ponad trzydzieści lat temu amerykańska telekomunikacja zdominowana została do tego stopnia przez kilka wielkich koncernów, na czele z American Telephone & Telegraph, że praktycznie stworzyły one monopol. Wielcy gracze bez trudu dogadywali się między sobą, uniemożliwiając konkurentom wejście na intratny rynek. Czytaj więcej...
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5

sobota, 09 grudzień 2017 12:14

Niepewność istnienia Wyróżniony

Napisane przez RAZ / red
  • wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
  • Wydrukuj
  • Email
  • Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Oceń ten artykuł
(5 głosów)
Pożar w burdelu Pożar w burdelu By Grzegorz Gołębiowski - Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=37010800

Ze wzmożoną siłą wrócił do mnie ostatnio problem z klasycznego już rysunku Andrzeja Mleczki: czy to wszystko na poważnie, czy dla jaj? Niestety, nigdzie nie jest to napisane, nikt tego nie objaśnia – radź sobie biedny człowieku sam.

 

(...)

Po prostu, jak śpiewają w sławnym musicalu, „życie kabaretem jest”. Przynajmniej życie polityczne stało się nim zupełnie dosłownie. Komentowanie go na poważnie stało się strasznie nużące – co robić, skoro się znalazło swe miejsce w życiu i na rynku pracy jako komentator polityczny? Wiem przecież, że większość czytelników ledwie przebiegło powyższe akapity wzrokiem, szukając miejsca, gdzie skończą się wstępy, a zacznie o Morawieckim, Szydło i totalnych pajacach. Próżny trud – nie zacznie się.

(...)

Pomyślałem sobie, że skoro życie stało się kabaretem, to może należałoby poszukać życia w kabarecie właśnie, i skorzystaliśmy z żoną z okazji do obejrzenia głośnego w Warszawie kabaretu „Pożar w Burdelu”, tym bardziej, że była to już bodaj ostatnia okazja zobaczenia programu, w którym „Pożar”, jak mi doniesiono, robi sobie jaja między innymi i ze mnie.

Ale że nie wypada wchodzić w środku spektaklu i od razu wychodzić, żeby obejrzeć scenę, w której Ziemkiewicz tańczy z wydobytym z grobu Dmowskim, obejrzałem całość – i znowu dopadło mnie paradickowskie odczucie względności bytu.

Nie będę się tu bawił w recenzje, zresztą po co, skoro program „Herosi Transformacji” i tak spada z afisza – trudno zresztą inaczej, sztuka kabaretowa dezaktualizuje się szybko, nie chodzi nawet o to, że nikt już chyba nie pamięta, co to było „ruchadło leśne”, ale o ogólną zmianę nastrojów.

Żarty o „bzykaniu się” HGW z brodatymi opozycjonistami w swetrach w „Cafe Niespodzianka” w 1989 (skądinąd, punkt programu w którym moim skromnym granica dobrego smaku została przekroczona – w kilku innych mocno się o tę granicę „Pożar” ociera), wyraźnie wymyślone w czasach gdy prezydent Warszawy pozowała jeszcze świętoszkowato na odnowioną w duchu świętym charyzmatyczkę, dziś są zupełnie nie wiadomo o czym.

(...)

podczas spektaklu najbardziej bawiło mnie odczucie, że oto ta 

pełna lemingów sala, podchwytująca w napięciu każdy powiew „antypisowskości”, zupełnie nie rozumie, że jak u Gogola, śmieje się wcale nie z PiS-u, ale z własnych atypisowskich obsesji i urojeń.

Że to nie jest na poważnie o jakimś „państwie policyjnym” i „brunatnej fali”, tylko o lemingu, który tak się rozjechał z rzeczywistością i tak z niej nic nie rozumie, że tylko takimi fantomami potrafi jakoś ratować swoje poczucie rozumienia.

(...)

Jest w spektaklu taka scena, gdy dyskutujące nad odwiecznym „co robić” i jak się „przebudzić” bohaterki zakładają zespół punkowy „Żelazne waginy” i wyśpiewują czy raczej wykrzykują pod punkowy bit coś, co jest świetnie chwyconą istotą dyskursu feministek, i co właśnie czyni je tak śmiesznymi, podobnymi do wiktoriańskich bigotek żyjących w obsesyjnym przekonaniu, że wszędzie dookoła czają się kosmate, chutliwe samce dybiące na ich cnotę. Jest tam i „precz od mego ciała”, i „gwałciciele modlący się w kościele”, i coś o macicach – ubaw po pachy. Prostolinijnie, jak to mam we zwyczaju, pogratulowałem aktorkom świetnej parodii. A potem dopiero uświadomiłem sobie, że jako owe „waginy” występowały one na którymś z „czarnych protestów” – więc albo naprawdę zakpiły sobie na całego, albo strzeliłem tymi gratulacjami strasznego fopa.

Zacząłem się więc zastanawiać, czy może nie jest tak, że „pożarowcy” z tą „brunatną falą” i faszyzmem to na poważnie – a tylko, że nie poszli w tak dziś modną chamską dosłowność, rzecz stała się interpretacyjnie na tyle giętka, że w sumie można by ją z nie mniejszymi brawami pokazać na zjeździe klubów „Gazety Polskiej”?

No i teraz się znowu pytam – na poważnie, czy dla jaj? Click to Tweet

I co to właściwie znaczy, na poważnie, a co jest jajem, bo może właśnie zupełnie odwrotnie?

Cały artykuł "Niepewność istnienia" na stronie DoRzeczy.pl

Czytany 10668 razy

Artykuły powiązane

  • Niepodległość w czasach obłudy Niepodległość w czasach obłudy

    Napisałem kiedyś - i będę się trzymał tej metafory, bo uważam, że dobrze oddaje istotę sprawy - że w krajach, które możemy uznawać za normalne, polityka prowadzona jest według logiki piłki nożnej.

  • Nawroty bezprzykładnej duszności Nawroty bezprzykładnej duszności
    Najnowsza edycja Słownika Języka Polskiego będzie zawdzięczać propagandzie antypisu zupełnie nowe znaczenie słowa „bezprzykładny”. 
  • Czas pelikanów Czas pelikanów

    Nie pamiętam, kto pierwszy nazwał wyborców PO „lemingami”; niektórzy przypisują tę skromną zasługę mnie, inni śp. Seawolfowi, ale może pierwszy był jeszcze ktoś inny. Szło o liczną grupę wyborców aspirujących do wielkomiejskiego dobrobytu i prestiżu, przeważnie kończących studia lub różne kursy i zaczynających pracę w korporacjach, których oczekiwania zupełnie przegapił w kampanii wyborczej 2007 PiS, a z którymi doskonale skomunikowała się wtedy PO.

  • Wołanie o kaftan Wołanie o kaftan

    Niezły kabaret. Andrzej Rzepliński opowiada niemieckiemu radiu, i w ogóle każdemu, kto tylko chce go słuchać, że jest prześladowany, nękany, spodziewa się zamachu na swoje życie. Mateusz Kijowski – że za nim chodzą, podsłuchują i inwigilują. Pytany (jak ktoś śmiał?!) czy ma na to dowody, Kijowski odpowiedział, że dowodów nie ma, ale ma pewność. Fantastyczna formuła, pozwalająca udowodnić wszystko. Zdumiewające, że nie wpadł na nią prezes Rzepliński. Panie prezesie, czy ma pan podstawę prawną do dzielenia sędziów na „naszą dziewiątkę” i nieorzekających? Podstawy prawnej nie mam, ale mam pewność!

  • Groza w bastionie Groza w bastionie

    Do żadnego miejsca na świecie słowa starej piosenki o „ogromnej, betonowej wsi” nie pasują tak dobrze, jak do Warszawy. Miasto zmiażdżone w czasie powstania, a do reszty zniszczone tak zwaną „odbudową” pod kierunkiem niejakiego Sigalina, która polegała na wyburzeniu do reszty czego nie zdążyli zburzyć Niemcy i zastąpieniu ohydnymi socjalistycznymi klockami, dotąd się nie zdołało podnieść i ożyć. I mniejsza tu o chaotyczną, bezsensowną i na większości obszaru wciąż zwyczajnie brzydką zabudowę – problemem Warszawy jest brak „genius loci”.