[...]
Przyznaję, że jeden argument niezmiennie używany na rzecz Owsiaka ma swoją moc - pieniądze trafiają do potrzebujących. Niemniej trzeba być ślepym, by nie zauważać, że, jak śpiewał mistrz Młynarski, "ktoś nas tutaj robi w konia". Czy w krajach, które uważamy za wzorzec normalności, istnieje coś takiego? Nie, normalność to setki "małych orkiestr codziennej pomocy", a nie jakaś wypasiona, jednorazowa akcja, w której narzuca się moralny obowiązek uczestnictwa wszystkim i, mówiąc językiem "totalnej opozycji", dzieli się ludzi na jakiś lepszy i gorszy sort - tych z serduszkiem i bez. Natomiast wszystko to było właśnie we wspomnianej akcji dobroczynnej Hitlera - i znaczki, i aktorzy, i zaangażowanie mediów oraz wszystkich służb państwowych, i retoryka "łączenia się całego społeczeństwa" wokół bezdyskusyjnego, charytatywnego dobra. Jeśli nikomu nie daje to do myślenia, jeśli nikomu nie chce się zadumać nad listą gości zapraszanych przez Owsiaka co roku do indoktrynowania młodzieży na "Przystanku Woodstock", to trudno. Ja nie mam z tym problemu, i zawsze, uważam, lepiej, żeby leming, skoro chce w taki sposób walczyć z Kościołem i PiS, dawał kasę Owsiakowi na dzieci, niż Kijowskiemu na ajfona i perfumy.
[...]
Co więcej, jest Owsiak nie tylko "świeckim świętym", ale też praktycznie jedynym świętym, jaki im pozostał. No, można oczywiście kurczowo zamykać oczy na prawdę o Wałęsie, ale przecież nawet idiota wie w duchu, że nie wygrywał on co miesiąc w totolotka. I gdyby jeszcze siedział cicho i pozwalał się bronić sprytniejszym od siebie, ale on codziennie podkłada się jakimiś kolejnymi nieudolnymi krętactwami. Zresztą, już kilkanaście lat temu dostał Wałęsa w wyborach ułamek procenta, i dziś dostałby tyle samo albo jeszcze mniej, Polacy dawno już zawyrokowali, że miejsce tego pana jest w muzeum i zdania nie zmienią. Petru okazał się równie poważny jako Kazio od Izabel, Schetyna wyszedł na ostatniego jełopa, zresztą charyzmy miał zawsze tyle, co starszy referent, sędzia Rzepliński okazał się cwaniaczkiem bez zażenowania czerpiącym obrywy z lewych "ekwiwalentów" i kolacji na koszt podatnika, o Kijowskim lepiej już w ogóle nie wspominać... No, jakbyś łbem nie kręcił, horyzont opustoszał, "nigdzie drogi ni kurhanu".
[...]
Ale zdaje się, że projekt jest już tak sformatowany, iż do pierwotnej, sympatycznej, powtórzę raz jeszcze, formy, nie ma już powrotu. Miejsce wycofanego z charytatywnego cyrku państwa natychmiast zajęły korporację. Orkiestra gra dla Pleja, dla Mastercard, dla kogo tam jeszcze. Nie budzi to mojego szacunku. Bank, który dyma Polaków na co dzień najwyższymi na całym świecie prowizjami, rzuci demonstracyjnie na "czarity" kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt milionów, które dla niego są drobnicą, zresztą i tak pójdą "w koszta" - a dymani się cieszą? To może inna sytuacja, niż kiedy w ten sam sposób robiła sobie wizerunek dymająca nas sitwa polityków od ośmiorniczek, ale czy to jest naprawdę ta dobroczynność, która nam imponuje?