[...]
Badania pokazują bowiem, że jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to po raz pierwszy przewalała się przez Polskę cała ta retoryka "obrony praw kobiet", która dziś właśnie wraca. Dziś panuje zgoda co do tego, że aborcja jest złem. Polacy mogą dyskutować, czy w pewnych wypadkach nie jest to zło mniejsze - stąd taki, a nie inny kształt "aborcyjnego kompromisu" - ale co do tego, że sama w sobie jest złem, nie ma już od dawna w Polsce sporu.
[...]
I na dodatek ludzie ci zwykle nie potrafią powiedzieć dwóch zdań, żeby nie dać upustu obsesyjnej nienawiści do religii katolickiej, do Kościoła i w ogóle księży - "napalonych facetów w sukienkach", mówiąc językiem celebrytki Korwin-Piotrowskiej; to skądinąd miara ich jobla, że środowiska zachwycone genderem i "marszami szmat" tak uporczywie przyczepiają swe insynuacje do niemęskiego jakoby kroju tradycyjnej księżowskiej sutanny. Podobnie zresztą śmieszne jest, że odmawiają one prawa do wypowiadania się o aborcji duchownym czy zakonnicom, a w ich imieniu zwykle dywagują na ten temat zdeklarowani homoseksualiści i homoseksualistki.
[...]
Wszystko to, co ma do powiedzenia Razem z przybudówkami - o "mojości" macic, państwie wyznaniowym, średniowieczu i tak dalej - jest w życiu publicznym III RP obecne od zarania, i od ćwierć wieku powoli, ale stale traci na popularności. W porównaniu z czasami, gdy ten dyskurs zapewniał szmatławcowi Urbana nakład podchodzący pod 700 tysięcy egzemplarzy, czy Palikotowi prawie 10 proc. głosów, dziś jest to już margines. Sformatowanie anty-pisu w takim właśnie dyskursie z punktu widzenia politycznej skuteczności jest idiotyzmem.