W tekście nie pada nazwisko Jarosław Kaczyński, ale żaden czytelnik nie może mieć wątpliwości, kim ma być wyszydzany przez autorkę "mężczyzna w sile wieku, około sześćdziesiątki", który "nigdy nie był w związku" i nie ma życia seksualnego, za to ma "decydujący wpływ na wszystko - na ustawodawstwo, sądy, spółki skarbu państwa, media publiczne, prezydenta, wojsko i premiera, służby specjalne i politykę zagraniczną", i gdyby se mógł za... od czasu do czasu, to "minister obrony nie musiałby wypożyczać bomby atomowej, nasz hipotetyczny bohater by wystarczył".
Wspomniana gazeta od dawna jest propagandowym szmatławcem, nie waham się wręcz powiedzieć - gadzinówką, w zasadzie więc ten tekst nic nie dziwi, jest jednym z wielu. A jednak stopień zbydlęcenia "obrońców demokracji", jaki ujawnia, godzien jest odnotowania. Po prostu, tam, gdzie chodzi o uderzenie w Kaczyńskiego, w Rydzyka i inne groźne dla establishmentu siły, tam nie ma żadnych norm, granic, zahamowań ani skrupułów. Nie ma przyzwoitości dla wrogów przyzwoitości, można by sparafrazować zbrodniarza z czasów Rewolucji Francuskiej, do dalekiego potomstwa której wspomniana gadzinówka się zalicza.