[...]
Teraz do grona zdemaskowanych oszustów dołącza Lech Wałęsa, którego wylansowanie na ikonę światową walki o wolność, znaną i honorowana od Caracas po Dubaj, stanowi największy historyczny humbug XX wieku. Po prawdzie, dla ludzi zainteresowanych historią najnowszą to, czego ostatecznie dowiodły papiery z pawlacza pani Kiszczakowej od dawna już tajemnicą nie było – co najmniej od czasu publikacji Archiwum Mitrochina, gdzie agenturalność Wałęsy stwierdzona była jednoznacznie na podstawie dokumentów z samej moskiewskiej centrali (w wydaniu polskim stosowny fragment został ocenzurowany przez wydawcę).
[...]
Można zapytać: skoro tak, skoro agenturalna współpraca w latach 1970-76 nie miała potem kontynuacji, to dlaczego Wałęsa tak głęboko brnął w kłamstwa, dlaczego w stosownej chwili nie przyznał się do tej młodzieńczej chwili słabości – bo przecież gdyby był u szczytu kariery, wybaczono by mu to? Ba, dlaczego brnął w kłamstwo nie tylko on sam, ale sekundowała mu w tym cała pomagdalenkowa elita władzy? Choć kłamiąc, doskonale wiedziała, że kłamie?
[...]
Nic nie wskazuje na to, by Wałęsa po roku 1980 był pod kontrolą SB i generałów rządzących PRL – ale wiele, że jednak w grze, jaką z nimi prowadził, karta „Bolka” była używana. Nie tylko w kraju. Fakt, że mikrofilmy sprawy znajdowały się w Moskwie pozwala zrozumieć szokujące swego czasu postępowanie Wałęsy, gdy sabotował polskie wejście do NATO, domagając się jakiegoś NATO-bis, gdy próbował trwale zainstalować w Polsce sowiecką agenturę w postaci eksterytorialnych spółek w byłych bazach Armii Czerwonej.