Coś się gotuje na Bliskim Wschodzie - Ameryka, która od kilkunastu lat czego się na świecie nie tknęła, to spieprzyła, wypychana jest z regionu przez Rosję, w powietrzu wisi odwrócenie sojuszy pomiędzy głównymi państwami arabskimi,
Nie taję, mam co roku problem z rocznicą Powstania Warszawskiego. Z jednej strony, trudno się nie cieszyć, gdy widzi człowiek te wielkie rzesze młodych ludzi chcących upamiętnić polską walkę o honor, godność i niepodległość Ojczyzny. Piszę o polskim życiu publicznym od lat, pamiętam dobrze czasy, gdy rząd dusz należał do szyderców, gdy władze Warszawy - z UW, SLD, później z PO - różnymi praktycznymi argumentami odpierały pomysł, by w dniu rocznicy upamiętniać "godzinę W" wyciem syren i zatrzymaniem na chwilę miejskiego ruchu, a wtórująca im "Wyborcza" wręcz pomysł ten wyszydzała jako rzekomy przejaw polskich kompleksów i zacofania.
Gdyby ktoś spadł z księżyca i potraktował poważnie tak zwane "wiodące media", to musiałby uznać, że Polska miała w mijającym tygodniu dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze - straszliwe barbarzyństwo, polegające na buczeniu na Powązkach (ale już nie w Sejmie, tam można). Po drugie - równie straszliwe prześladowania religijne, polegające na tym, że Episkopat nie chce rozdawać komunii świętej wszystkim, którzy mają na nią apetyt.
Śpieszę donieść, że PiS opanowało już nie tylko polskie służby specjalne, za pomocą których prowadzi "pełzający zamach stanu", nie tylko prokuraturę, podgryzającą na jego zlecenie fundamenty polskiej wolności, i nie tylko media, które "stworzyły modę na krytykowanie Platformy Obywatelskiej". Opanował także unijny urząd statystyczny Eurostat. Według Eurostatu zadłużenie w Polsce ruszyło jak z kopyta i w maju (ostatnim miesiącu, którego te dane dotyczą) rosłorośnie w tempie 273 miliony złotych dziennie. Podobnemu przyśpieszeniu, uległy próby śmigłowca "Caracal", który ten rząd Ewy Kopacz zakupił dla polskiej armii.
Nowo przybyli do Niemiec imigranci, skoncentrowani w ośrodkach dla uchodźców, nie są już tak zafascynowani Europą jak wcześniej. Coraz częściej dochodzi między nimi do szarpanin. Czy Polska ma jakiś plan, gdzie i jak zamierza ugościć siedem tysięcy uchodźców? Między innymi o tym rozmawiał Paweł Lisicki ze swoimi w swoim programie #dziejesienazywo.
W coraz większej części komentarze produkują "zombie", ludzie klepiący w klawiatury za pieniądze pod dyktando psychologa czy innego specjalisty, który im przygotowuje i rozpisuje na wątki reklamowy przekaz. Również siły polityczne wydaję dużo naszych pieniędzy na zatrudnianie takich agencji.
Opowiadał mój śp. Tata, jak to było, kiedy na naszą wieś dotarła za stalinowskich czasów kolektywizacja. Większość chłopów chciała brać za widły, cepy czy sztachety i bronić ziemi za wszelką cenę. Inni – do których należał też mój dziadek, przedwojenny wójt – tłumaczyli, że skończy się to tylko masakrą i więzieniami. Obronić się nie da, ale też godzić się i niczego podpisywać nie wolno, trzeba jasno pokazać, że ulegamy przemocy i czekać, daj Boże, wolnej Polski, czy przynajmniej lepszych czasów w tej tutaj. Ale znaleźli się też, we własnym przekonaniu, pragmatycy, z młynarzem na czele, którzy postanowili zgłosić się do kołchozu dobrowolnie. Na komunistów i tak nie poradzisz, perswadowali, a kto się im sam nadstawi, potraktują lepiej.
Tyle słów o kryzysie imigracyjnym, niekiedy bardzo mocnych – a przecież sprawa jest bardzo prosta. Jeśli po jednej stronie rzeki mieszkają coraz liczniejsi, silni, młodzi, mający mnóstwo dzieci do wykarmienia, przyzwyczajeni do trudów i – last but not least – biedni, a po drugiej stronie coraz mniej liczni, starzy, słabi, wygodniccy, bezdzietni i bogaci, to ci pierwsi prędzej czy później przejdą rzekę i zmuszą drugich, by im swe bogactwa oddali. „Takie są odwieczne prawa natury”, jak to mówią w kultowym filmie Barei.
Określenie „pin” to szyderczy skrót od „polski intelektualista”, a wymyślił je – zdziwicie się Państwo – Rafał Grupiński. Kiedyś, przed wielu, wielu laty, zanim się stoczył i został politykiem, napisał taką książkę „Dziedziniec strusich samic”,