Pamiętam z dzieciństwa bajkę o kurczątku, które urwało się z kurnika pozwiedzać trochę świat. Najpierw spotkało indyka. Indor, jak to indor, rozindyczył się, rozgulgotał, nastroszył, więc kurczątko się go przestraszyło i uciekło.
Kiedy jak kiedy, ale w ten weekend pomysłów i tematów na felieton naprawdę nie brak. I bodaj ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję, to otwieranie w pamięci małego kuferka opatrzonego etykietą „shit happened” i wywlekanie zeń historii pewnego nieostrożnego „ćwierknięcia” sprzed ponad roku i nagonki, do zmajstrowania której posłużyło ono chłopcom i dziewczynkom od Lisa i Michnika.