Wydaje mi się, że byłem jednym z pierwszych recenzentów, który poznał się na talencie Olgi Tokarczuk. Zajmowałem się wtedy jeszcze z wielkim zapałem literaturą - co prawda, powieść pod niezbyt fortunnym tytułem "E.E.", która przykuła mą uwagę, nie należała do gatunkowej fantastyki, ale było w niej coś z fantastycznych klimatów, a do tego świetne opanowanie słowa, głęboka znajomość psychologii, słowem, to, co u pisarza najważniejsze. Kontaktowałem się wtedy z młodą-obiecującą, robiłem wywiad do naszego pisma, wspominam ją jako osobę niezwykle ciekawą, robiącą najlepsze wrażenie.