Na razie pochłonęły mnie sprawy związane ze zmianą formalnego statusu (po latach przepłacania w podatkach zdecydowałem się bowiem zarejestrować swa „artystyczną działalność literacką” i inne aktywności jako tzw. indywidualną działalność gospodarczą i skorzystać z dobrodziejstwa podatku liniowego. Innymi słowy, tak jak dotąd byłem „rolnikiem”, tak teraz jestem „przedsiębiorcą”. Być po prostu, normalnie pisarzem w tak szalonym kraju jak III RP nie można.
Kto chciałby więcej na ten temat, zapraszam do sięgnięcia po mój stary – i w części osobistej już nieaktualny – subotnik "Firma Monika Olejnik na tropie KRUS".
W każdym razie duperele związane z nowym sposobem funkcjonowania ograniczyły mocno tegotygodniowe blogowanie. Proszę się nie zrażać. Docelowo strona uziemkiewicza.pl ma być nie tylko zebraniem w jednym miejscu wszystkich moich aktywności, ale także miejscem szybkiego kontaktu i bieżącego komentarza.
Skorzystam z okazji, by poinformować o udanej promocji wczoraj wieczorem w „Cafe Niespodzianka”. Niestety, nie była to promocja mojej książki – w tę, mam nadzieję, już się szanowni zaopatrzyli? – tylko Piotra Goćka. Ale ponieważ ja ze swoją książką byłem pierwszy, więc – niechcący oczywiście – odegrałem wobec Goćka podobną rolę, jaką wobec mnie odegrał kiedyś Piotr Zychowicz. To znaczy: zafartowałem mu (słowo mojej śp. mamy) odbiór.
Co to znaczy? Na moim przykładzie: napisałem książkę o tym, że Polskę doprowadziły w 1939 roku do katastrofy jej elity rządzące prowadząc politykę pustych gestów i godnościowych porywów bez jakiegokolwiek liczenia się z realiami, kierując się jedynie wewnętrznymi rozgrywkami przeciwko opozycji i uleganiem społecznym emocjom, które sami nakręcali. Jej ukoronowaniem był śmiertelny w skutkach zygzak – najpierw mizianie się z Hitlerem i wejście do Zaolzia, a potem przyjęcie „gwarancji” brytyjskich oznaczających skierowanie na siebie niechybnego ataku Niemiec, gdy alternatywą było ultimatum godzące wyłącznie w symbole, bo Gdańska realnie nie mieliśmy, „korytarz” przez Pomorze był naszym własnym starym pomysłem uregulowania problemu tranzytu, a sojusz z Francją był bezwartościowy i jednostronny. Jeśli chcieliśmy walczyć z Niemcami, trzeba było przyjąć ofertę Francji i w 1938, gdy jeszcze można było z nimi wygrać i walczyć w koalicji z Czechosłowacją. Skoro zaś wtedy wybraliśmy opcję niemiecką, to trzeba było w 1939 powiedzieć „b”, pozwolić Niemcom uderzyć na Francję, zbroić się i czekać. To tak w krócie, bo elementów „pięknego samobójstwa” Polski było oczywiście więcej.
No ale Zychowicz wydał wcześniej książkę, że trzeba było iść na ruskich z Hitlerem, to byśmy razem pokonali Stalina, a potem z Zachodem Hitlera i dziś bylibyśmy potęgą. I żaden zakichany recenzent (pardon, były nieloiczne wyjątki) nie zadał sobie trudu przeczytać mojej książki, tylko już wiedział – a, Ziemkiewicz i Zychowicz, to ci, co chcieliby nas skojarzyć z Hitlerem.
Otóż podobny mechanizm sprawia, że „POzamiatane” Goćka odbierane jest jako powtórka mojej „Pychy i Upadku” czyli ksiązka o tym, jak PO się sama zaorała i już po niej. Tymczasem to jest książka o tym, jak PO „pozamiatała” Polskę i jak trudno będzie po jej rządach posprzątać.
Tak, niestety, funkcjonują książki w czasach informacyjnego hałasu i 140-znakowych tłitów. Trzeba czytać i wyrabiać sobie zdanie samemu, co Szanowni – nie mam wątpliwości, skoro są tutaj, najlepszy dowód, że zwykli czynić.
Zapraszam nieustająco do śledzenia nowości na stronie.