Antypisowski rokosz przeżuł i przetrawił coś, co zwykło się nazywać dziennikarstwem śledczym, i wytworzył jego swoistą atrapę – teksty z pozoru śledcze, w istocie służące jedynie sprawianiu wrażenia, że coś tam z kimś tam jest nie tak i pozorowaniu odkrywania jakichś afer, nieprawidłowości czy skandali. Różnie to można nazwać, mniej lub bardziej uprzejmie: wytwarzaniem informacyjnego szumu, robieniem wokół kogoś smrodu, robieniem z igły wideł, insynuacjami, czy, z amerykańska, wrzucaniem g. w wentylator. W każdym razie teksty z tego gatunku stały się trwałym elementem medialnego krajobrazu, zwłaszcza w części mediów skupionej na delegitymizowaniu rządu.