Rzadko kiedy w życiu tak się wstydziłem, jak wtedy, gdy prezydent RP odwiedzając jeden z najwyżej cenionych amerykańskich think-tanków, mając na sali ważnych tamtejszych analityków i polityków, zamiast – zgodnie z zaproszeniem – zaprezentować przyszłość Europy widzianą oczami Polski i regionu, bredził (tak: BREDZIŁ) co mu akurat do głowy przyszło, że w Polsce był kiedyś taki zwyczaj, że jak ktoś psuł jednomyślność to go bigosowano, i co to takiego bigos, i z czego się tę potrawę przyrządza.
Zapewne, mój wstyd był spotęgowany faktem, że wiedziałem, co to jest George Marshall Found, znałem osobiście Rona Asmusa (już sam ten fakt zadaje kłam oszczercom, którzy starają się ze mnie zrobić pisowca) – po prostu wiedziałem przed kim pokazaliśmy tak dobitnie, jakie polityczne i intelektualne zero uczyniliśmy swoim prezydentem. Ale fakt, że sławne „bigosowe” przemówienie zostało przed ostatnimi wyborami „wyparowane” z internetu, podobnie, jak z kół łowieckich poznikały wszystkie liczne kiedyś pamiątkowe fotki Komorowskiego z ustrzeloną zwierzyną, dowodzi, że nawet współpracownicy byłego prezydenta rozumieli skalę kompromitacji.
Na tym tle Duda zaprezentował się w ONZ jak Johnny Depp przy Trybsonie.
I oto – z tej wizyty tzw. wiodące media zauważają tylko zdjęcie, na którym Duda jest w sytuacji protokolarnej z Putinem. Wielka sensacja! Pije szampana z Putinem! Miałkie, głupawe żarciki „a co na to prezes” (jak to co? Przecież to on go tak pilotem posterował, żeby był tuz koło Obamy), przypominanie smoleńskich uścisków Tuska z Putinem (jakby można to porównywać). I 14 sekund przemówienia prezydenta w Telewizji Publicznej, a w tzw. komercyjnych – zero. Do ciężkiej cholery, prezydent Polski przemawiał na forum zgromadzenia ogólnego ONZ, tuż po Obamie, jego słowa wzbudziły uznanie tamtejszych komentatorów – pokazać to Polakom, zamiast zawracać im kontrafałdę tostami na urodzinami „Bolka” czy zamalowywaniem istniejących tylko na fotoszopie napisów to wasz psi obowiązek, gnojki!
Ręce opadają. Naprawdę, w używaniu mocnych słów pod adresem funkcjonariuszy tzw. mediów publicznych, TVN i Polsatu (z nielicznymi wyjątkami, i nisko będącymi w hierarchii służbowej) nie sposób przesadzić. Takiego „dziennikarstwa” nie było od czasów towarzysza Barańskiego i jego ekipy ze stanu wojennego. Z tą okolicznością przemawiającą na korzyśc komuny, że oni występowali w mundurkach i nie udawali że wobec sporu PZPR z „Solidarnością” i demokracji z ZSSR bezstronni.